Ekstremalna wyprawa wioślarzy na Bornholm!

Wioślarze Wojciech Gołuński, Michał Łopatka i Dariusz Kotala mają za sobą ekstremalną podróż z mariny w Dziwnowie na duńską wyspę Bornholm. Zawodnicy, wśród których byli reprezentanci naszego klubu, płynęli specjalnie przygotowaną łodzią, ale bez żadnej asekuracji i alternatywnego napędu do wioseł. Zmierzyli się silnym wiatrem, falami i problemami zdrowotnymi. Przeczytajcie relację Wojtka!

Wyprawa na wyspę Bornholm była pierwszym etapem przygotowań do ekstremalnej podróży dookoła świata i sprawdzenia możliwości łodzi, jak i nas czy jesteśmy w stanie przewiosłować około 300 km na morzu w ciągu 3/4 dni .

Wyruszyliśmy w poniedziałek. 11 września około godz. 6:07 z mariny w Dziwnowie. Czekaliśmy na odpowiednie okno pogodowe, aby w trakcie płynięcia nie zmieniły się zbytnio warunki pogodowe. Płynęliśmy bez żadnej asekuracji i alternatywnego napędu do wioseł. Prognoza była pomyślna, choć nie idealna. Najpierw ostro, aby odpłynąć jak najdalej, bo później miał  zmienić się kierunek  wiatru, który odpychałyby nas od  wyspy. Udało się dopłynąć po 23 godzinach wiosłowania. O 5 rano zameldowaliśmy się w marinie w miejscowości Ronne.

Szczęśliwie udało się również znaleźć hotel, który nas ugościł od godz. 7:00. Dzień odpoczynku, regeneracji no i uzupełnienia dość dużego deficytu kalorycznego. Plan powrotu był przewidziany pierwotnie na godz. 6:00. Niestety warunki się zmieniały bardzo dynamicznie. Od rana przechodził front deszczowo-burzowy na naszej trasie powrotnej nad Bałtykiem.


Ruszyliśmy około godz 15:00. Powrót już tak ” sielankowy” nie był, jeśli piszemy o pogodzie i przygodach z tym związanych. Silny wiatr i fale, które według prognoz miały się wyciszyć około północy. Niestety dmuchało  do wczesnych godzin porannych. Przy falach dochodzących do 2 m wiosłowanie była skrajnie trudne. Najgorsze niestety były problemy zdrowotne dwóch pozostałych członków załogi Michała Łopatki oraz Dariusza Kotali, którzy przez większość cześć nocy  i poranka składali hołd Neptunowi. Nadanie sygnału mayday mayday mayday było dla mnie kwestią czasu.

Priorytetem dla mnie było odpłyniecie jak najdalej z miejsca w którym front miał jeszcze sporą siłę oraz do wiosłowanie do czasu wschodu słońca. Udało się to szczęśliwie! Wiatr oczywiście zmienił już kierunek na niekorzystny co nie pozwalało na bezpieczne dotarcie do mariny w Dziwnowie. Mocny przeciwny wiatr oraz duża boczna fala. Podjęliśmy decyzje, że płyniemy do najbliższej cywilizowanej części plaży tj. Pobierowa. Udało się zameldować na plaży wśród plażowiczów około godziny 12:07.

Wojciech Gołuński